Choć to była tylko kwestia czasu to odrzucałem tą myśl w swojej głowie aż do samego końca - BMW pracuje nad zelektryfikowanymi odmianami M. Dotychczas za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiło się bawarskie auto oznaczone tą literą, na mojej twarzy pojawiał się ogromny uśmiech. Dlaczego? Ryk silnika, nieziemski wygląd i prędkości, które wywołują przerażenie nawet u najlepszych kierowców. To brzmi jak przepis na sukces i tak też było w przypadku BMW, bo modele z serii M sprzedawały się jak ciepłe bułeczki mimo ogromnych kwot jakie trzeba za nie zapłacić. Spotkać dziś na ulicy M4 czy M2 to żaden wyczyn i nawet nie wiem czy możemy mówić w tym przypadku o carspottingu z prawdziwego zdarzenia, gdyż te samochody stały się po prostu popularne.
Miliony razy powtarzałem, że elektryfikacja w motoryzacji zagościła na dobre i nie da się przejść obojętnie obok hybryd i elektryków. Downsizing i normy emisji spalin to tematy wokół, których toczą się ciągle rozmowy i to właśnie to zadecydowało o zmianie silnika V12 w BMW serii 7 na mniejszą jednostkę V10 lub nawet V8! Gdy dołożymy do tego hybrydowe M4 lub M2 to nie sposób sobie zadać pytanie czy nie lepiej zmienić nazwę na E4 lub eM4. Robert Irlinger z BMW zapewnia, że cały zabieg dodania silnika elektrycznego sprawi, że samochody będą znacznie szybsze, a kierowca będzie mógł czerpać jeszcze większą przyjemność z jazdy. Przynajmniej w teorii.
Kiedy zadebiutuje pierwsze M z silnikiem elektrycznym nie wiemy, bo BMW wciąż pracuje nad technologią, ale możemy podejrzewać, że będzie to nowe M3/M4, a moc przekroczy 500 lub nawet 550 koni mechanicznych. Tutaj już wkraczamy w nowy poziom walki pomiędzy producentami samochodów. Gdy doszliśmy do poziomu 450-500 koni mechanicznych, trzy turbosprężarki nie robią na nikim wrażenia, bo dwie są standardem, a więcej ciężko wycisnąć, bo przecież te samochody muszą jeździć, a nie umrzeć po 50 tysiącach kilometrów to pojawiło się ograniczenie. Co dalej? Skupić się na aerodynamice? Można, ale ona i tak już jest rozwinięta do bardzo wysokiego poziomu i mówimy tu o drobnych zmianach. Z pomocą przychodzą silniki elektryczne, które można wykorzystać na różny sposób. Jako jednostka pracująca równolegle, jako wspomagacz, czyli tak zwany Boost lub jak tylko producent z inżynierami sobie wymyśli. BMW potrafi robić dobre hybrydy, a przykładem jest i8 i i8 Roadster, w których się zakochałem od pierwszego spotkania na żywo.
W pełni elektrycznego M sobie nie wyobrażam, chociaż za 5-10 lat będzie to norma. Dla mnie BMW M to przede wszystkim ryk silnika, tylny napęd i ogromna moc, a gdy zabraknie któregoś elementu to cała układanka się rozsypie. Nie ma miejsca na półśrodki albo zamienniki, bo w tym segmencie trzeba mieć oczekiwania, a producent ma obowiązek je spełnić. Jeśli elektryczna jednostka ulepszy samochód to jest za, ale w momencie gdy go uśmierci i zmieni odczucia z jazdy to należy chyba się pożegnać. Elektryfikacja zawita również do MINI i Rolls-Royca, które należą do BMW, także spodziewajmy się cichych zmian. Być może to najlepszy moment, aby zainteresować się jakąś porządną odmianą M4 lub M5, bo za parę lat tylko cisza, szum i szelest na drogach.
Foto. materiały prasowe BMW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz