News Blic |
W Singapurze Ferrari próbuje sięgnąć po pierwsze miejsce na podium F1 rozgrywając kwalifikacje, a w tym samym czasie w Japonii na wyspie Rokko tajfun Jebi dokonuje prawdziwej masakry dla każdego fana włoskiej motoryzacji.
Z żywiołem człowiek nie ma szans. Możemy tylko pogodzić się z jego skutkami lub próbować zapobiec większej katastrofie. Gdy prowadzi się salon samochodowy i to nie byle jakiej marki tylko Ferrari, odpowiednie ubezpieczenie stanowi podstawę do spokojnej pracy. Jeśli połączymy żywioł, a konkretnie tajfun, z salonem samochodowym nie wróży to niczego przyjemnego.
Od kilku dni wszystkie media na świecie informują o tajfunach zmierzających w stronę USA oraz Japonii. Ten uderzający w kraj kwitnącej wiśni nosi nazwę Jebi i jest najsilniejszym tajfunem od 25 lat co jeszcze lepiej pozwala zobrazować sobie jego siłę. Pech chciał, że w miejscowości Kobe, gdzie znajduje się sztuczna wyspa Rokko prowadzony jest sporych rozmiarów salon Ferrari. Między innymi to miejsce spotkało się z tajfunem pędzącym 135 mil na godzinę ku wybrzeżu. Efekt?
Z obecnych w salonie 53 Ferrari (zarówno nowych jak i używanych) zostało zniszczonych 51 sztuk. Łączna wartość wszystkich modeli to 9 milionów dolarów. Część z samochodów znalazła już swoich nowych właścicieli przed tajfunem, jednak wciąż pozostawała w salonie. Czy to była dobra decyzja? Ciężko powiedzieć.
Swojego żywota dokończą na złomowisku, gdzie zostaną zutylizowane. Pracownicy próbowali zapobiec tak dramatycznym skutkom używając worków z piachem oraz plandek do zakrycia okien i drzwi jednak bezskutecznie. Właściciel salonu wystąpił już podobno do ubezpieczyciela o dokładną ekspertyzę w celu wyliczenia strat oraz wypłacenie należności, jednak 9 milionów dolarów to kosmiczna kwota. Swoją drogą ciekawe jakie były miesięczne składki za taką kolekcję.
Źródło |
Foto: Ferrari Media lub tak jak napisano pod zdjęciem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz