Frankenstein Benz, czyli C63 AMG jako klasyczne 190E EVO II

     Połączyć marzenia czasem jest trudno, szczególnie jeśli dotyczą one samochodów z dwóch różnych epok. Jednak wystarczy znaleźć odpowiednich ludzi i mieć gruby portfel, a sen stanie się faktem. 
     Wyobraź sobie, że Mercedes 190E EVO to twoje marzenie z dzieciństwa, ale kosztuje około 150 000 Euro i ciężko go dostać, a nawet jeśli wejdziesz w jego posiadanie to szkoda będzie Ci nim jeździć. Jednak obecnie podkochujesz się w nowych Mercedesach, a twoje serce skradł C63 AMG, który ostatecznie wyniósł by Cię jeszcze więcej. Co więc począć? Jak wybrać między sercem a rozumem i tym samym wytłumaczyć żonie swoje zakupy? Istnieje jednak pewna możliwość, aby pogodzić takie rozbieżności.
     Aby sprostać zadaniu połączenia obu marzeń potrzeba 5 lat, grupy specjalistów z firmy Piper Motorsport, kilku tysięcy części, dużo cierpliwości i odrobiny szczęścia, a do tego sporą dawkę fantazji i odwagi, aby za to się zabrać. Ne ma jednak rzeczy niemożliwych i tak powstał Frankenstein Benz. Jeśli nic Wam to jeszcze nie mówi to spokojnie, moja reakcja na początku była dokładnie taka sama i już śpieszę przybliżyć kilka szczegółów. W skrócie można powiedzieć, że chodzi o współczesne C63 AMG ubrane w opakowanie z 190E Evolution. W skrócie, bo tak naprawdę mówimy o prawdziwej transformacji i połączeniu dwóch samochodów, które dzieli prawie 25 lat. Można sobie tylko wyobrazić jak bardzo trzeba być szalonym, żeby wpaść na pomysł takiego projektu i go wykonać, w dodatku nie byle jak, bo jakość spasowania elementów stoi na najwyższym poziomie godnym najlepszych Mercedesów.
     Mogłoby się wydawać, że wystarczyłoby przełożyć silnik, ewentualnie skrzynię biegów do tego i otrzymujemy oczekiwany rezultat. Jednak Piper Motorsport poszło o krok dalej albo o dwa czy nawet dziesięć. Na początku rozebrano na części pierwsze zarówno C63 jak i głównego dawcę projektu, czyli klasyczne 190E. Z nowego modelu zabrano wszystkie części mechaniczne takie jak zawieszenie, skrzynia biegów, układ napędowy, hamulce czy wydech. I tutaj pojawiły się pierwsze problemy. Rozstaw osi trzeba było zmienić, bo 190E jest znacznie węższe, a silnik V8 jest prawie dwa razy większy od seryjnej 2-litrowej jednostki, która nie zapewniłaby oszałamiających osiągów. Dodatkowo nowa jednostka jest uturbiona, a to kolejny ubytek miejsca. W związku z tym konieczne było powiększenie całej wnęki silnika oraz wzmocnienie konstrukcji. Obecnie pod maską jest tak ciasno, że nie ma nawet gdzie włożyć ręki, ale na szczęście wszystko działa jak należy.
     No dobrze, ale była mowa o wersji z body kitem prosto z DTM, czyli odmianie Evolution, a jak na razie mamy zwykłe 190E. Ciąć i niszczyć oryginalne EVO było by skrajnie nieodpowiedzialnym pomysłem i zapewne spotkałoby się z ogromnym oburzeniem. Dlatego też właściciel zdecydował się dobudować body kit i nałożyć go na zwykłe 190E po modyfikacjach. Zadbano o każdy detal i jest to wierna kopia, dlatego nie wprawne oko nie rozpoznałoby, że właśnie spogląda na replikę. Dorobiono nawet zaślepki otworów na masce, a całość pokryto fabrycznym odcieniem czerni zarezerwowanym tylko dla tego modelu.
     Ciekawie zaczyna się we wnętrzu, gdzie trzeba było przerobić wszystko tak, aby zmieściła się 7-biegowa automatyczna skrzynia biegów. Tutaj nie ma raczej mowy o stworzonym na wzór oryginału obrazie. Przełożono po prostu deskę rozdzielczą z W204 i dopasowano ją do kształtu klasycznego 190E. Oczywiście zmodyfikowano całość trochę, aby nadać wnętrzu specyficzny klimat. Jakie osiągi prezentuje zbudowany samochód i ile to wszystko kosztowało właściciela nie wiadomo, ale na pewno jest to rarytas na skalę światową i szansa, że ktoś odważy się zbudować drugi taki sam egzemplarz praktycznie równa zeru. Pytanie czy wolałbyś jeździć seryjnym C63 czy zmodyfikowanym 190E zostawiam tobie, ale wydaje mi się, że odpowiedź jest oczywista i to tylko formalność.

 Foto. Piper Motorsport

1 komentarz: